poniedziałek, 28 października 2019

W1; Temat: NOWA, cz. 2

12 stycznia, 7 miesiąc pobytu w strefie Sary
kontynuacja...
Ruda dziewczyna obeszła cały bunkier przyglądając się śpiącym, a ja, widząc, że straciła mną zainteresowanie, poczłapałam do swojego łóżka i założyłam swoją koszulę nocną.
- W takim razie, jak cię nazywają? - spytała, odwracając się nagle w moją stronę.
Wzruszyłam ramionami. Czy podawanie swojego imienia ma jakiś sens, jak jutro o mnie zapomni?
- A ciebie? - pytam.
- Imię za imię. - powiedziała, wzruszając ramionami.
- Sarara. Nazywam się Sarara.
- Claire.
Na kilka minut zapanowała cisza. Uważnie obserwowałam nieznajomą, siedząc na moim łóżku. Starałam się nie ruszać, bo strasznie skrzypiało i mogło kogoś obudzić.
- Co to dokładnie za miejsce? - spytała się mnie, wchodząc do wnęki za prysznicami i znikając mi z oczu.
- Idź spać. - warknęłam do niej. Czy ona nie rozumiała, że jej dotychczasowe życie legło w gruzach?
Położyłam się na łóżku i obróciłam się plecami do zwiedzającej dziewczyny. Przez te operacje żelazne obicia łóżka wydały z siebie serię wysokich pisków. Nadzieja. Tym się najbardziej różniłyśmy. Ja walczę na kolanach, ona stojąc. Zamknęłam oczy, zapominając o mokrej koszuli, z której woda kapała mi na nogi, bo walnęłam ją na tył łóżka, nie wieszając dziś na żelaznych szczeblach, które są po bokach. Zanim zasnęłam, słyszałam kroki Claire, skrzypnięcia jej łóżka, kiedy na nie usiadła i głośnie westchnięcie. Sądząc po głośności, wybrała łóżko brata Elde, dużo dalej od mojego, wręcz na drugim końcu.
*****
Następnego dnia obudziło nas walenie w rurę. Jak zawsze. Oznaczało to, że mamy być gotowi na zbiórkę za piętnaście minut. Niechętnie wstałam, bo byłam niewyspana i sięgnęłam po moją szarą koszulę. Leżała ona w nogach mojego wyrka, niemiłosiernie wygnieciona i pokopana. Ale ważne, że sucha.
Jak na co dzień, zaczęłam robić dziwne akrobacje pod kołdrą, aby się przebrać, ponieważ otaczali mnie sami faceci.
Umyłam się zaraz potem i byłam gotowa na zbiórkę.
Zbiórka polegała na tym, że wychodziliśmy na dwór (Nieważne, czy to był upał, czy mróz, zawsze bez kurtek, tak, jak się ubraliśmy) i strażnicy sprawdzali, czy wszyscy są, ustalano, kto ma dziś spacery, eksperymenty (te luźne, bo na te poważniejsze wręcz porywają), badania, itp, a potem wysyłano nas do bunkra dziennego, gdzie mieliśmy spędzić dzień grając w planszówki, karty czy rozmawiając lub jedząc.
Akurat w tym okresie nikt nie miał ochoty na zbiórkę, szczególnie dziś. Z racji tego, że był styczeń. A z drugiej racji, przez aferę z Elde i jej bratem.
Wyszliśmy na zewnątrz koło siódmej rano. Wiał porwisty wiatr i wszędzie było biało przez śnieg. Niektórzy WS (więźniowie strefy) masowali zaróżowiałe części ciała z zimna. Ja przez swoją moc i budowę komórek nie miałam tego problemu.
Ustawiliśmy się w dwurzędzie, kobiety na przedzie, ale tylko do przedostatniej pary, bo było nas mniej niż facetów. Ja sama stałam przed umięśnionym dziewiętnastolatkiem, na którego wołali Saxon. Nie lubiłam go, bo nie przejmował się w ogóle tym, że jest w strefie i chyba pomylił ją z jakąś pieprzoną szkołą. Wywyższał się, zarażał głupotą innych i mówił ładnym kobietom seksistowskie teksty. Taki nastolatek.
Gdy już byliśmy ustawieni, strażnicy zaczęli sprawdzać obecność. Ze z niecierpliwością czekałam, aż przejdziemy do konkretów. Obawiałam się, że nasz mały bunt będzie miał poważniejsze konsekwencje, niż brak wczorajszej kolacji. Ooo, tak. Kogoś ukarzą. Wybiorą jedną owieczkę ze stada, zdepczą ją symbolicznie na oczach wszystkich i dzięki temu stado będzie mieć przestrogę na przyszłość. No kochani ci nasi pasterze.
- Na spacer dziś nikt nie wyjdzie. - rozległ się głos głównego strażnika. - Eksperyment mają dziś dwie osoby; Na piętnastą ma być gotowy Boris Zubah, a na szesnastą trzydzieści Greg Frewily. Claire Johnson zostanie zabrana na badania na dziesiątą.
Po ostatnim słowie zapadła cisza. O, teraz się zacznie.
- Jestem zawiedziony waszą postawą. Powinniście być wdzięczni, że takie nieludzkie istoty jak wy mogą się przydać ludziom i ulepszać świat! Śmierć Elde nie była naszą winą. Zdarza się, że ktoś ginie. Nie mieliście prawa do buntu. Dlatego... - Przeleciał wszystkich wzrokiem. - Jedna osoba z was poniesie karę za całą grupę.
Latał wzrokiem od kobiety do kobiety. Wybierał tylko nas, bo wzbudzałyśmy współczucie bardziej niż mężczyźni. Jego wzrok spoczął na mnie. Uśmiechnął się obrzydliwie. Nienawidził mnie.
- Sarara. Na środek. W tej chwili.

675 słów
<Dalszy ciąg nastąpi>


WAŻNE OGŁOSZENIE

Widzę, że nikt już nie ma czasu na pisanie bloga. Okej, rozumiem, jednak nie zostanie on zamknięty. Mam mnóstwo pomysłów i chętnie będę sama pisać dalej :)
Przez to, że piszę sama, będę prowadziła 1 wenę. W wenach będą tematy opowiadań. W ogóle będzie wyglądało to inaczej.