niedziela, 30 czerwca 2019

Od Sarary do Gwesa...

W nieużywanej, zniszczonej sali eksperymentalnej...

- Naprawdę jest taka niezwykła? - spytał podejrzliwie facet, zwracając się do Wayne`a.
Na twarzy naukowca pojawił się sztuczny uśmiech.
- Zobaczy pan.
Obcy facet obejrzał dokładnie sale eksperymentalną. Wszystkie ściany pokryte były grubą warstwą lodu. Temperatura w tym pomieszczeniu była o wiele niższa niż w innych. Wszystkie stoły i przedmioty walały się zmrożone na kość po podłodze. Na probówkach i szkle widać było warstwy szronu. Podłoga była śliska od rozmrożonego lodu i wody. Cała sala eksperymentalna wyglądała jak lodowa jaskinia.
- I to ona zrobiła?  - zapytał obcy facet.
- Tak. - powiedział Wayne. - Miesiąc temu.
- Jak to możliwe? - gość popukał w warstwę lodu na ścianie. - Ten lód powinien się już chyba rozpuścić. A tu skała.
- Lód, który wytwarza ta dziewczyna może mieć różne temperatury i twardość. Dlatego nada się do dzisiejszego eksperymentu.
Gość uśmiechnął się szeroko.
- Ach tak.

W bunkrze nocnym...

Ukryliśmy strażnika w bunkrze z zapasami żywności i schowaliśmy się w bunkrze nocnym. Panowały w nim ciemności, bo wszystkie drzwi były pozamykane, a nie było tam okien i była pora ciszy nocnej. Razem z Gwesem chowaliśmy się za wielką komodą z ręcznikami, którą wstawili całkiem niedawno. Na wypadek, jakby ktoś wszedł.
- Źle, że to zrobiłeś. - zganiłam go. - Przez to będziesz mieć kłopoty. Najpewniej będą mnie szukać.
Gwes milczał.
- Idź, Gwes. Zostaw mnie samą. - powiedziałam. - Idź do swojego łóżka i udaj, że byłeś tam cały czas i już dawno śpisz.
- A ty?
Milczałam przez kilka minut. Odezwałam się dopiero po chwili.
- To nieuniknione. I tak tam trafię, jak im na mnie zależy. Gwes... Ja postaram się przeżyć.
Spojrzał na mnie. Widziałam w ciemnościach zarys jego twarzy.
- Już podjęłaś decyzję, prawda? Nie odwiodę cię od niej? - spytał mnie.
- Raczej nie.
Chłopak westchnął i odszedł się położyć. Ja zrobiłam to samo. Ale nie spałam. Czekałam aż po mnie przyjdą.
Do tej pory byłam poddana badaniom i dwóm eksperymentom. Mój trzeci eksperyment, który miał odbyć się dwa miesiące temu, nie został przeprowadzony. Z mojej winy. Badania były przeprowadzane kilka dni od trafienia tutaj. Badali ci krew, moce, organy wewnętrzne, spisywali wagę i wzrost. Nie było to szczególnie straszne. Ale mój pierwszy eksperyment...
Polegał na zbadaniu mojej odporności na ogień. Wsadzili mnie do komory z piecami na minutę, a potem wyciągali, jak byłam poparzona. Na oko niepoważnie, lekko, w rękę, ale potem było jasne, że ktoś taki jak ja może nawet umrzeć od małego ognia. To dlatego, że moja skóra była zbudowana ze specjalnych komórek, które potrafiły wypuszczać moją energię przez otworki w nich i zamieniać na żywioły. Jednakże, tylko na wodę, wiatr, ziemię, lód i śnieg. Były jednak takie żywioły, na które byłam bardzo podatna przez moją budowę komórek. Był to głównie ogień i ognio podobne, ale jeszcze prąd elektryczny, co odkryli znacznie później, na drugim eksperymencie. Tak. Razili mnie prądem o małej mocy. To był drugi raz, kiedy prawie umarłam.
Trzeci eksperyment miał odbyć się miesiąc temu. Zostałam zabrana zaraz po śniadaniu. Pamiętam, że mówiono mi wtedy o jakimś eksperymencie przekazywania mocy. Nie załapałam od razu, o co chodziło. Wprowadzono mnie do sali eksperymentalnej numer trzy, w której najdziwniejszym przedmiotem było płaskie łóżko pokryte niebieską matą, podobne jak u lekarza. W sali był Wayne, strażnik, który mnie przyprowadził i jakiś wysoki, dziewiętnastoletni chłopak o rudych włosach i czerwonych oczach. Po chwili dowiedziałam się, o co tak naprawdę chodziło w tym eksperymencie. Poznałam straszną prawdę. Miałam zajść z nim w ciążę. Pamiętam, że się strasznie darłam, że nie chcę, i żeby dali mi spokój. A chłopak zbliżał się do mnie krok po kroku z uśmiechem na mordzie. Byłam strasznie spanikowana. Do pomieszczenia wbiegło dwóch nowych strażników i w trójkę mnie trzymali za ręce, żebym siedziała nieruchomo. Od rudzielca o czerwonych oczach dzielił mnie metr. I pamiętam, że w momencie, w którym próbowali mnie położyć płasko na łóżku, moja moc zaczęła szaleć naokoło. Wiatrem odrzuciłam wszystkich mężczyzn, którzy wtedy przy mnie byli i wypuściłam lód, który zamroził wszystko naokoło. Ostatnie, co pamiętałam z tego dnia, to strzykawka, którą ktoś wbił mi w szyję. Obudziłam się w moim łóżku w bunkrze nocnym. Pamiętam, że było koło południa następnego dnia. Byłam przerażona i roztrzęsiona. W mojej głowie słyszałam tylko jedną myśl; ,,zrobili to?". Odpowiedź na to pytanie poznałam kilka dni później. Udało mi się ukraść listę osób w strefie i eksperymentów, na które ich poddano. Były też zapiski, czy dany eksperyment udał się czy nie. Szybko dotarłam wzrokiem na moje imię i nazwisko. Było tam, figurowało na trzecim miejscu od góry. Sara Noavel. Moje serce zabiło mocnej. Było tam zapisane, że byłam poddana badaniu wstępnemu i dwóm eksperymentom. Dwóm! Czyli trzeciego nie przeprowadzali. Czułam wtedy nieopisaną ulgę. Udało mi się wytrwać. Byłam na dwóch eksperymentach i przeżyłam.
Usłyszałam, jak drzwi do bunkra otwierają się. Otworzyłam oczy. Nadal była noc. Nadal czekałam, aż po mnie przyjdą. Przez kilka godzin myślałam o przeszłości tutaj. Usłyszałam kroki zbliżające się do mojego łóżka. Nie jeden. Dwóch.
To trwało tylko chwilę. Poczułam, jak coś wbija mi się w szyję. Igła. No tak. Poprzednim razem sprawiałam kłopoty, bo nie dotarłam tam na czas (Gwes mnie odbił) i teraz podjęli odpowiednie kroki. Poczułam jak ich łapska zaciskają się na moich rękach i talii. Chwycili mnie i podnieśli do góry. Zobaczyłam tylko zarysy ich twarzy w ciemnościach, które coraz bardziej się rozmywały. Nie walczyłam. Jak już powiedziałam do Gwesa; to naprawdę nieuniknione. Dziś zrobią ze mną, co chcą. Gdy zasypiałam, myślałam o Gwesie, który pewnie nas w tej chwili obserwował.

Godzinę później...

Słyszałam jakieś głosy. Nie mogłam pojąć o czym gadają, bo umysł miałam jeszcze otępiały od środka usypiającego. Chciałam otworzyć oczy, ale moje powieki były takie ciężkie... Nagle poczułam, jak ktoś świecił mi lampką w oczy. Skrzywiłam się.
- Już jest przytomna, panie Blaze.
Otworzyłam powoli oczy. Ujrzałam tego Wayne`a, który zawsze prowadził moje eksperymenty, oraz obcego gościa. Miał opaloną skórę, czarne, poplątane włosy, ciemne okulary i garnitur, który wyglądał jak prosto ze sklepu.
- Nazywasz się Sara, prawda? - uśmiechnął się do mnie. Miałam ochotę go udusić. Niestety, jeszcze miałam niedowład kończyn po środku usypiającym. - Gdy spałaś, całą cię dokładnie obejrzałem.
Zdusiłam szloch. Co on widział?
- Nadasz się do naszego eksperymentu. Słyszałem, że jesteś dzikuską. Pokazywali mi bałagan, jaki narobiłaś w sali numer trzy.
Sala numer trzy. Poprzedni eksperyment. Mam nadzieję, że nie chcą go powtórzyć.
- Nie smuć się, to będzie coś kompletnie innego niż poprzednio. - powiedział naukowiec Wayne i posłał mi fałszywy uśmiech.
Moje ciało było już w normie. Mogłam poruszać palcami u nóg. Teraz się zorientowałam, że nie miałam butów, a spodnie i koszula nocna były założone niechlujnie. Czyli jednak. Rozbierali mnie. Poczułam się bardzo skrzywdzona. Miałam ochotę się rozpłakać. Czyżby dawna miła i naiwna Sara wróciła na ten moment? Nie. Nie, nie, nie. Zacisnęłam ręce w pięści. Jestem silna. Mam gdzieś, co mi robią. Jedyne, co muszę zrobić, to przeżyć.
- Dzisiaj będziemy łączyć twoje DNA z DNA kogoś innego.
Uniosłam brwi.
- Chcemy sprawdzić, czy uda nam się wyhodować komórki, które będą pochodzić od ciebie i nie będą wrażliwe na ogień, czy prąd. Kiedy spałaś, pobraliśmy już od ciebie materiał genetyczny.
Gapiłam się na faceta imieniem Blaze.
- Ach, nie przedstawiłem ci go. - powiedział Wayne. - To Pan Blaze, klient.
- Klient? - wymamrotałam. Jaki klient? Czyżby coś kupował?
- Tak. Gdy nam się, uda, pan Blaze kupi te komórki.
Spojrzałam na niego posyłając mu jedno z moich najbardziej przerażających spojrzeń.
- Po co ci one?
- To już chyba nie twoja sprawa. Poza tym, nie jesteś już nam potrzebna. Agenci zajmą się tobą.
Poczułam, jak chwytają mnie za koszulę na ramieniu i siłą zmuszają żebym wstała.

W bunkrze nocnym...

Zostawili mnie samą w ciemnościach i wyszli, zamykając za sobą drzwi.
- Przeżyłaś. - odezwał się jakiś znajomy głos. Gwes.
- No. - walnęłam się na moje łóżko.
Prawie od razu zasnęłam. Chciałam zapomnieć o tym, co się działo w tej sali. Udało mi się.

<Następne opowiadania w tej wenie będą miały jeden temat>

piątek, 28 czerwca 2019

Od Gwesa CD. Sarary...

-Rusz się.- dobiegł mnie gniewny warkot jednego ze strażników, zdecydowanie płci męskiej. Uniosłem wzrok chcąc dowiedzieć się do kogo rozkaz był kierowany tym razem, jednak nie odgarnąłem częściowo zasłaniających mi twarz włosów ani nie odrzuciłem głęboko nasuniętego na oczy czarnego kaptura mojego płaszcza, który szczerze mówiąc, był tutaj moim jedynym przyjacielem (no może oprócz Sarary, choć chyba powinienem ją raczej nazwać wspólniczką),
mimo to widziałem jak łysy mężczyzna o szerokich barach i grubym karku łapie za rękę młodego chłopaka o jasnoczerwonych włosach, który z widocznych strachem na twarzy próbuje się wyrwać. Oczywiście jego starania nic nie dały, jedynie wywołały irytację na twarzy strażnika, który bezceremonialnie zaczął ciągnąć chłopaka w stronę drzwi prowadzących do Bunkra Nocnego. Żal mi było dzieciaka, który w tak młodym wieku musiał przechodzić przez coś takiego, lecz nie mogłem zrobić czegokolwiek innego oprócz patrzenia jak zostaje wyprowadzony do innego pomieszczenia, a potem zapewne do centrum eksperymentalnego. Stałem więc tylko z założonymi na piersiach rękami i lekko opuszczoną głową, opierając się o ścianę z której odłaziła biała farba, dalej rozglądając się po dużym, przestronnym pomieszczeniu, tutaj zwanym Bunkrem Dziennym. Osoby, które czekały na dostęp do toalet bądź chciały jeszcze chwilę pobyć poza Bunkrem Nocnym przebywały w owym pomieszczeniu albo spędzając czas przed snem na rozmowie, albo siedząc przy stołach tępo patrząc się w ciemnobrązowe deski. W kącie jedna dziewczyna opadła na podłogę, chowając twarz w dłoniach. Poczułem smutek, gdy przyjrzałem się jej chudej sylwetce, zgarbionej pod naporem przytłaczającej bezsilności, niepewności co do jutra i strachu.
Nudziło mi się, szczerze mówiąc to potwornie mi się nudziło, jednak tutaj nie było do zrobienia nic więcej niż spożytkowanie czasu na jedzeniu, rozmowie lub chodzeniu, a spać mi się nie chciało. Zawsze czekałem na ostateczny rozkaz udania się do snu tutaj, ponieważ w Bunkrze Nocnym panował duży tłok. Wracając, 2 z pierwszych opcji oczywiście odpadały, pierwsza- żarcie dawali o innym czasie, który minął już dawno. Druga- nie miałem ochoty na gadanie z innymi ludźmi, zwłaszcza z tymi którzy nie bardzo zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie miałem ochoty na gadanie z jakimikolwiek ludźmi i rzadkie komentarze wypowiedziane do siebie w zupełności mi wystarczały do nie popadnięcia w szaleństwo. Także krótkie wymiany zdań między mną a Sararą też nie były takie złe, jako że dotyczyły ważniejszych kwestii, a sama dziewczyna nie odpychała od siebie. Póki co jest pierwszą osobą w tym więzieniu, która nie stchórzyła przed moim spojrzeniem, podeszła i nawet zaproponowała współpracę przeciw tej zjechanej bandzie brutali i ludzi bez serca, za co ją bardzo cenię. Wiem, że przynajmniej my dwoje mamy wspólny cel.
Kiedy moje myśli powędrowały w stronę białowłosej dziewczyny, zacząłem się intensywnie zastanawiać, która niewinna kobieta zostanie wyciągnięta dziś w nocy siłą z Bunkra i być może już nigdy nie wróci. Udało mi się wczoraj podsłuchać rozmowę dwóch głupich jak buty z lewej nogi strażników, którzy zamiast trzymać ważne dla swojej organizacji kwestie za zębami, rozmawiali sobie jak gdyby nigdy nic o planowanym zabraniu jednej z dziewczyn na ,,szczególne badania", jak oni tam to nazywają. W dodatku rozmawiali zaledwie parę metrów od drzwi. Chociaż nie powinienem narzekać; dla mnie, dla nas- więźniów, im więcej takich nieodpowiedzialnych strażników, tym lepiej i łatwiej szukać odpowiedzi na postawione sobie w Strefie pytania.
Spojrzałem na jedyny zegar w pomieszczeniu, który był umieszczony wysoko, przy suficie i właśnie wskazywał godzinę 22.20. Pozostało mi więc około 5 minut do umówionego spotkania.
Odepchnąłem się od ściany dłońmi i ruszyłem w stronę przejścia na teren Bunkra Nocnego, przyciągając uwagę paru stojących pod ścianą ludzi, którzy mierzyli mnie niezbyt przyjaznym wzrokiem. Budziłem w nich niepewność i ostrożność, ponieważ żaden z nich nie mógł powiedzieć o mnie więcej niż to, jak wyglądam, z czego byłem oczywiście zadowolony. Dobrze strzegłem swojej osoby, w przeciwieństwie do pracujących tu strażników, których dość łatwo odczytać. Z drugiej jednak strony  niewiedza rodzi nieufność. Prawie codziennie spotykałem się z wrogością i niechęcią większości współwięźniów, co trochę bolało, jednak nie na tyle mocno abym miał porzucić swoją maskę obojętności i nagle wyjść do ludzi.
Na drodze stanął mi jakiś chudy facet, mniej więcej w moim wieku, z ledwo widocznym zarostem i wyzwaniem w oczach, składając ręce na piersiach i wysuwając krzywą szczękę. Rzuciłem mu swoje pokazowe ostrzegawcze spojrzenie spod kaptura i opadających na twarz włosów już z odległości, abym nie musiał się zatrzymywać i tracić czas. Moje założenia się sprawdziły, gość nie wytrzymał długo i spuścił wzrok. Wyminąłem go i wyszedłem z jednego pomieszczenia, wchodząc do drugiego. Przeszedłem pomiędzy rzędami łóżek po drodze mijając wielu ludzi szykujących się lub kładących spać, w końcu docierając w pobliże drzwi. Mój znajomy jeszcze się nie pojawił, jak to zwykle bywało, jednak nie mogłem odpuścić kolejnej okazji wyjścia na dwór i powęszenia trochę w okolicy, więc postanowiłem na niego zaczekać chociaż nie wiedziałem czy w ogóle przyjdzie. Przecież coś lub ktoś mogłoby go zatrzymać.
Owego człowieka znałem jeszcze z czasów kiedy Diana była małą dziewczynką, a mój tata składał się do kupy po śmierci mamy. Był jego dobrym przyjacielem, razem pracowali dla rządu jako agenci do zadań specjalnych, jednak parę miesięcy przed moim pojawieniem się tutaj, Bruce,- tak miał na imię ów człowiek- zniknął nagle jakby zapadł się pod ziemię. Dopiero po przybyciu do Strefy, kiedy zaciągnął mnie gdzieś pod przykrywką, że chce mi sprawić manto za złe zachowanie opowiedział o tym, że został przeniesiony tutaj, aby kontrolować niejako naukowców oraz przekazywać odkryte informacje i wyniki badań rządowi. Kiedy spytałem o to, co dokładnie znaczy ,,odkryte informacje" i czego dotyczą owe ,,wyniki badań" powiedział, że nie ma pojęcia, ponieważ dokumenty te są dobrze zabezpieczone i sam nie ma do nich dostępu. Teraz domyślam się ich znaczenia jednak nie mam jeszcze całkowitej pewności.
Bruce potrafi być dobrym aktorem i robić bardzo realistyczne scenki, zwłaszcza kiedy udaje gniew. Dzięki temu, łatwo udaje mu się przedostać mnie na zewnątrz raz na jakiś czas, aby nie wzbudzać podejrzeń, bez zbytniego zainteresowania ze strony strażników- matołów. Myślę, że to dzięki (lub może bardziej przez) to, że nienawidzą mojej osoby i po prostu nie dziwią się, gdy ktoś zabiera mnie któregoś wieczoru lub nocy z widoku innych więźniów, by dać mi ,,nauczkę". A zwłaszcza taki snobistyczny i wysoko postawiony agent, który nie lubi widzieć pogardę w czyichś oczach.
Szczerze, to nie wiem co bym tu bez niego zrobił.

***

Przemieszczałem się w cieniu, bacznie rozglądając i nadstawiając uszu czy ktoś nie idzie. Bruce jednak przyszedł i naprawdę byłem za to wdzięczny, ponieważ nie miałem okazji do takiego wyjścia już od ponad miesiąca. W końcu mogłem odetchnąć pełna piersią, ponieważ mimo, że całkiem spore, ściany nadal przypominały mi, że tkwię w zamknięciu, a takie myśli nie działały dobrze na moje już i tak kiepskie samopoczucie.
Wtem usłyszałem jakieś głosy z oddali, więc przycisnąłem się do ściany przy rogu jednego z budynków, przy których właśnie się błąkałem, ciesząc się, że w pobliżu nie było żadnych kamer. Wyrównałem oddech, który szczerze mówiąc odrobinę przyspieszył i wsłuchałem się w zbliżające się z każdą sekundą dźwięki. Teraz udało mi się rozpoznać płcie i wyłapać pojedyncze głosy dwóch osób, które za parę chwil miały przejść obok mnie, będąc oddzielone jedynie ścianą.
-Zostaw mnie, do jasnej ....
-Cicho bądź, durny bachorze!- warknął niski, odpychający głos mężczyzny, który z pewnością musiał należeć do jednego z nowych strażników, tych których jeszcze nie zacząłem rozpracowywać, więc nie miałem zielonego pojęcia kim jest. Za to drugi... Niech to diabli. Zostajesz tutaj gdzie jesteś. Jak cię złapią, a jak to zrobisz to złapią na pewno, będziesz miał przerąbane. Jeśli w ogóle będziesz mieć szczęście to zamiast w jakimś dole z kulą we łbie wylądujesz na stole, a tam wracać z pewnością nie chcesz. Jednak... Nie. Stój w miejscu ofiaro i pozwól potoczyć się sprawom, na które i tak nie masz wpływu. Zacisnąłem szczęki mocno i przymknąłem oczy. Jesteś jej to winny, uparty ośle! Sama chciała, o łaskę się nie prosiłeś! Ale robi to nie tylko dla ciebie! Przecież sam sobie mówiłeś, nie rozmawiaj, nie pozwalaj, nie twórz żadnych więzi, bo to przyniesie tylko ból. I teraz masz. Trzeba było się odciąć, odejść, warknąć, poradzić sobie samemu, ale nie! Jesteś za słaby, zbyt naiwny i głupi i teraz jak tchórz chowasz się za ścianą, jak bierny obserwator, który nic nie robi tylko ze ,,współczuciem" patrzy jak niewinnego człowieka wiezie się na szafot! Nie zasługujesz nawet na tę jedną osobę, nie jesteś wart jednego jej słowa. Oparłem dłoń na ścianie, bezwiednie zaciskając palce w poszukiwaniu czegoś, czego mógłbym się złapać. Nie chcę tam trafić ponownie. Nie chcę. A oni wiedzą. I mnie tam wsadzą. Idioto, gdybyś tylko trzymał się z dala...Podniosłem głowę i odetchnąłem głęboko. Głosy stawały się coraz głośniejsze, mogłem już nawet usłyszeć kroki tych dwojga osób, ciche przekleństwa strażnika oraz lekkie szamotanie. Weź się w garść imbecylu, bo zostało ci zaledwie parę sekund na działanie. Przecież wiesz, że tego nie zostawisz, a z drugiej strony może uda ci się dowiedzieć czegoś więcej, może podsłuchasz, poobserwujesz, obejrzysz ten pałac piekielny od środka... Może te informacje kiedyś będą potrzebne dla wyższego celu, a nawet kluczowe. Więc co masz do stracenia oprócz życia i psychiki? Nie wiele. Oczywiście, jeśli wcześniej się ciebie nie pozbędą. Ale kogo to obchodzi. Na pewno nie mnie. Uśmiechnąłem się lekko, po czym powoli przesunąłem w stronę rogu, aby móc się rozejrzeć. Ostrożnie wychyliłem głowę zza budynku, czekając na pojawienie się tych dwóch osób, które były przyczyną mojego krótkiego załamania.
Krew szumiała mi w uszach, czułem dzikie bicie serca, które popędzane celem i myślą aż wyrywało się na spotkanie z tym, co miało nadejść. Uśmiech sam tworzył się na mojej twarzy, kiedy tylko wyobrażałem sobie jakiego niemiłego psikusa sprawię niespodziewającemu się niczego strażnikowi.
Powiał chłodny wiatr ochładzając moje napięte nerwy, rzucając parę zabłąkanych włosów na skupione oczy. Była ciemna noc, chmury przykryły niebo i księżyc, za co byłem naprawdę wdzięczny niebiosom. Zewsząd dobiegało ciche rechotanie żab i raz na jakiś czas można było usłyszeć samotny głos ptaka, który niewidoczny dla oczu krył się gdzieś wśród liści.
W końcu zza rogu wyszły dwie postacie; jedna barczysta, zgarbiona, druga odrobinę niższa i smuklejsza, wściekle próbująca wyrwać ramię z ogromnej łapy strażnika, który drugą trzymał na jej ustach uniemożliwiając jej krzyk. W świetle słabo świecącej, żółtej lampy błysnęły długie białe włosy.
Szybko schowałem się za rogiem, tak aby mężczyzna mnie nie zauważył i dopiero wtedy, kiedy sylwetki zniknęły za murami kolejnego budynku wyskoczyłem na parę sekund z cienia. Światło przesunęło po mnie swoimi dłońmi, lecz na dobre nie zdążyło chwycić, bo już po chwili ponownie skryłem się w mroku i nie zaprzestając biegu pognałem cicho wzdłuż długiego muru oddzielającego mnie od strażnika i jego ofiary. Zatrzymałem się dopiero przy jego końcu.
Kolejny budynek stał w odległości zaledwie dwóch metrów, a następne tak samo blisko siebie. Poza tym po drugiej stronie ścieżki, którą zmierzały dwie postacie mieścił się garaż, gdzie naukowcy i agenci trzymali swoje osobiste drogie fury i ogólnodostępne dla wszystkich pracowników owej placówki ciężarówki i motocykle. Było to więc doskonałe miejsce na urządzenie zasadzki, na której przeprowadzenie z napiętymi jak struna nerwami czekałem. Chłodny wiatr zakręcił fałdami mojego płaszcza i owionął swym oddechem gorące czoło i odkryte dłonie. Kaptur, który przy biegu opadł mi na plecy, ponownie nasunąłem głęboko na oczy i wysunąwszy się za róg, delikatnie pochylony zastygłem w bezruchu.
Parę minut później w polu mojego widzenia ukazał się cel z trzymaną u boku dziewczyną, prowadzoną na najgorsze eksperymenty jakie nam tutaj serwują. Takie po których można już nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Wyprostowałem się powoli i gdy zniknęli za kolejną kondygnacją, powoli i ledwo słyszalnie wyszedłem zza kryjącego mnie muru w słaby promień światła, mając przed sobą dwoje odwróconych do mnie plecami ludzi. Nie zastanawiając się ponownie nad ewentualnymi skutkami skoczyłem jak dziki kot ku swojej ofierze i dopadłem strażnika w chwili, gdy podnosił nogę do kolejnego kroku. Krzyk zamarł mu na ustach, bo natychmiast przycisnąłem przedramię do jego gardła odcinając mu dopływ powietrza. Od razu puścił zdezorientowaną dziewczynę i wczepił swoje pazury w moją skórę, walcząc o uwolnienie. Jednak ja nie popuściłem i zrobiłem to dopiero wtedy, kiedy poczułem jak jego mięśnie się rozluźniają. Upadł na ziemię z głuchym odgłosem. Nie zabiłem go, jedynie pozbawiłem przytomności, a o to, co z nim zrobić będę zastanawiać się później. Może przyłożyć by mu kamieniem w głowę, aby stracił pamięć...?
-No to się porobiło.- mruknąłem i odwróciłem w stronę dziewczyny, Sarary, która bezwiednie trzymała się za uwolniony przed chwilą nadgarstek i przyglądała ze zdziwieniem, ostrożnością i nieufnością.
-Kim jesteś?- spytała, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. Zanim odpowiedziałem skinąłem na nią i wziąwszy pod ramiona bezwładnego strażnika, ukryliśmy się w cieniu.
-To ja, Gwes.- podniosłem odrobinę kaptur, aby mogła zobaczyć moja twarz. Oparłem się o ścianę.
-No to mamy przerąbane.- rzuciłem.

<Sarara? Kontynuuj :3>
<2084 słów>

środa, 26 czerwca 2019

Od Rinki do nwm

Trzask. Drzwi ciężarówki zostały zamknięte chwilę po tym jak wepchnięto mnie do środka. A potem było słychać tylko trzask, bum, trzask oraz mój płacz. Nie wiedziałam co się dzieje. Czemu mnie tu wepchnęli, czemu zniszczyli mi życie? Czemu  jadę ciężarówką oznakowaną szponem ptaka? Kim są ci ludzie? Płakałam tak długo, aż zmęczenie zmusiło mnie do snu. Pierwszy sen zaczynał się kolorowo i zapowiadał się przyjemnie. Zwyczajne, codzienne zakupy. Takie małe, czasem niefajne zadanie, a jednak teraz, jako wspomnienie, miało dla mnie ogromne znacznie.
  -Mamo! Mamo! Zobatz jaka pusysta myska! Cy.. emm... Czy mozesz mi to kupic? - pytałam dziecinnym głosikiem kilkulatka z nadzieją w głosie.
  -Rinciu, nie dzisiaj.
Każdego następnego dnia pytałam mamy czy może mi kupić tamtego pluszaka.
  -Mamo a cemu.. emm... czemu nie mozes mi go kupić? - tym razem w moim głosie było słychać ciekawość.
  -Mama nie ma  pieniążków.
Potem w domu zapytałam taty, czy kiedyś będziemy mieć pieniążki na moją "pusystą myskę". Tata powiedział, że może kiedyś. Ale ja wiedziałam prawdę i przez kilka lat pytania mamy o myszkę, nigdy jej nie dostałam, ale nie marudziłam. Im starsza byłam, tym łatwiej zauważałam, że wiele dzieci ma więcej niż ja.
Gdy podrosłam rodzice powiedzieli mi dokładnie, dlaczego tak jest. Chociaż nie musieli. Znałam odpowiedź odkąd mama powiedziała, że nie ma pieniędzy. Byliśmy biedni, a pieniędzy starczało nam ledwo od początku miesiąca do jego końca. Nie byłam jednak zła na rodziców, starałam się im pomagać jak tylko mogłam; wyprowadzałam psy i rozdawałam ulotki w mojej okolicy. Parę miesięcy później zdobyłam się na odwagę i wywiesiłam ogłoszenie lat kupiłam sobie "pusystą myskę" i  choć byłam już za duża na kupowanie pluszaków, pokochałam ją, była moja, kupiona za to, co zaoszczędziłam.
Co się teraz działo z moją myską, nie wiem. Ale chciałabym, aby była tutaj ze mną. Poczułam, jak pojazd podskoczył na jakiejś wertepie, otworzyłam jedno oko, ale nie zobaczyłam zbyt wiele, bo znów zapadłam w sen. W przeciągu kilku godzin spanie stało się moim ulubionym zajęciem. Uciekałam od rzeczywistości w przeszłość, która czasem miała piękne, ciepłe barwy, a innym razem była szaro-czarna. Ale zawsze była lepsza niż to całe szaleństwo, które mnie teraz otacza. 

-Ciociu, mam coś ci podać?
-Tak. Podaj mi strzykawkę, wiesz gdzie są, i szczepionkę, wiesz tą... - nie musiała kończyć. Od lat jej pomagałam i wiedziałam, gdzie co jest i o co chodzi. Podałam jej wszystko tak szybko, jak mogłam i poszłam stanąć przy tej części przychodni, gdzie były sprzedawane różne rzeczy dla zwierząt.
-Dzień dobry!
-Dzień dobry! Są może jakieś smaczki-trenerki dla psów?
-Tak.- wskazałam ręką na szafkę obok mnie. - Dla dużego czy małego pieska?
-Dla obu, poproszę. - klient wyciągnął portfel, ale po chwili namysłu dodał. - Jeszcze tamtą puszkę karmy.
Skasowałam wszystko i podałam zapakowane w reklamówkę, później odebrałam zapłatę. Gdy ostatni klient wyszedł, zamknęłam przychodnię na klucz.
-Idę do domu! - krzyknęłam.
-Dobrze. Napisz mi jak będziesz na miejscu.
---
Wóz się zatrzymał. Tym razem otworzyłam oboje oczu. Usłyszałam jak ciężarówka nadal warkocze. Zza jej ścian słyszałam jak samochody, jadące z naprzeciwka, tworzą charakterystyczny dźwięk, podczas przejeżdżania obok nas. Staliśmy w korku na jakiejś średnio ruchliwej drodze. Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że podróż się przedłuży. Po tym przypomniałam sobie mój sen i inne rzeczy związane z moją ciocią. Ona była dla mnie kimś super, chciałam ją naśladować i też zostać weterynarzem. Pomagałam jej jak tylko mogłam, bo chciałam się wiele od niej nauczyć. Aby spełniać swoje marzenie, dużo się uczyłam, często dopóki nie padałam ze zmęczenia. A teraz cały mój wysiłek poszedł na marne. Teraz nie wiadomo co się ze mną stanie. Byłam zła. Na tych podejrzanych ludzi, na te roboty, które na pewno tworzył jakiś psychol. Już nie chciałam płakać. Chciałam tylko odzyskać to co straciłam. I wiedziałam, że to się nie uda. Nie odzyskam rodziny. Czy się stąd wydostanę? To pytanie, które sobie zadałam, wydało się z początku dołujące, ale później przypomniałam sobie, że stoimy w korku, co stwarza mi okazję do ucieczki. Wstałam i wolno podeszłam do końca ciężarówki. Powoli starałam się unieść płachtę. Na nic. Była porządnie przytwierdzona.
-Ej! Co ty robisz? To nie ma sensu. Jest strasznie ciężka. Nie dasz rady, poza tym niepotrzebnie zwracasz ich uwagę. - odezwał się obcy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam innego więźnia.
-A skąd wiesz? Może jednak dam radę. A jak nie dam rady sama, to możemy spróbować w... - mój głos się urwał. Przez chwilę miałam wrażenie, że leżę na ziemi. Leżałam, tyle że nie jako ja. Byłam w ciele tamtej osoby. Zanim zdążyłam pomyśleć coś innego, wszystko wróciło do normy. -we dwoje. - dokończyłam.
Chwilę później mocowaliśmy się z tą ciężką płachtą, a ja zastanawiałam się co wydarzyło się kilka sekund temu. Obcy człowiek chyba tego nie pamiętał, bo nie odezwał się na ten temat ani słowem.
-Przytrzymam ją, a ty pod nią przejdziesz. - powiedziałam, nie chciałam rozkazywać, więc powiedziałam to najmilej, jak mogłam. Tamta osoba natychmiast pod nią przeszła i wyskoczyła na jezdnię, po czym zwinnie przeszła przez dziurę w siatce na miękką trawę i schowała się w niedużym lasku. Jednak zanim to się stało powiedziała tak cicho, że prawie jej nie słyszałam: "Wrócę po was.".  Nie wiedziałam jakich "was". A raczej nas? Jedyne co od razu wywnioskowałam to to, że osób takich jak ja, jest więcej. Nie byłam sama, co mnie lekko pocieszyło.
Może ja nie uciekłam, ale udowodniłam sobie i tamtemu człowiekowi, że to jest możliwe. Chociaż może on/ona już wiedział/a? Następnie pogrążyłam się w rozmyślaniach. Przypomniałam sobie śmierć rodziców, roboty przebijające ich ciała ostrymi "dłońmi", moje przerażenie, ostatnie słowa mamy, potem krew, dużo krwi. Później na pewno zemdlałam, bo nic nie pamiętałam i nie chciałam pamiętać. Teraz siedząc w ciężarówce, popłakałam jeszcze troszkę, choć wiedziałam, że moje łzy nic nie zmienią. Wiedziałam jedno. Gdy zajadę na miejsce, będzie jeszcze gorzej, ale dam radę. Zemszczę się, za zabranie mi tego, co kochałam. Nieważne, kto stanie mi na drodze.
Wyjrzałam przez szparkę u dołu płachty. Tak jak myślałam, słońce zaczynało powoli chować się za pagórkami. Pomyślałam, że nawet jeśli ma być gorzej, to mimo wszystko lepiej się wyspać. Moment później odleciałam do Krainy Snu.
---
Gdy zaczynało świtać, wypchnięto mnie z tego przedziwnego transportu i kazano iść. Oczywiście protestowałam, ale to nic nie dało, ponieważ skuto mnie jakimś sznurkiem, który boleśnie wżynał się w skórę, nawet, gdy był luźny, więc odpuściłam i grzecznie szłam. "Nie warto niszczyć sobie rąk." - pomyślałam. Przeszliśmy przez wejście, a później schodziliśmy wieloma schodami w dół. W końcu czarno-zielone ściany zmieniły się w białe, a później w szare. W pomieszczeniach pomalowanych na biało zauważyłam wiele sprzętu, którego istnienia nawet bym nie podejrzewała. Białe, mocarne maszyny z milionem różnokolorowych guzików budziły we mnie grozę, którą odpędziłam najszybciej jak umiałam. "Nie warto się stresować. Spokojnie. Będę żyć i kropka." - powtarzałam w myślach.
Natomiast ściany korytarza miały czarno-zielony. Czułam, że zbliżamy się do końca trasy, gdyż czarno-zielony zmienił się w czarno-żółty, poza tym zwalnialiśmy, a później zatrzymaliśmy się. Schludnie ubrany, zielonooki blondyn pchnął drzwi, które miały ten sam kolor co ściany. Później wrzucono mnie do środka, tak że rąbnęłam kolanem o ziemię, ale nic mi się nie stało. Nabiłam sobie tylko siniaka. Wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Wszędzie były łóżka lub materace, a za nimi prysznice, umywalki i toalety. Obróciłam się i zauważyłam inne drzwi, tym razem odróżniające się od ściany. Uznałam, że jestem zbyt zmęczona, żeby sprawdzać co tam jest. Postanowiłam poszukać miejsca do odpoczynku. Usiadłam na jednym z łóżek. Chwilę później ktoś wszedł do pomieszczenia, a ja wystraszyłam się i schowałam się pod miejscem mojego niedawnego odpoczynku. Oczywista kryjówka, ale innej nie było. Leżałam na brzuchu i starałam się obserwować co się dzieje, jednak wszystko zasłaniała mi zwisająca kołdra. Prawie pisnęłam ze złości, jednak to wystarczyło, by postać odwróciła się w moim kierunku.


<Oke. Więc, tak oto kończę pierwsze opko Rinki. Ktoś chętny do bycia tamtą postacią z zakończenia? XD>  < Słów: 1278 >

wtorek, 18 czerwca 2019

Kroniki Sarary Noavel

Część 1

Sara Noavel była drugim dzieckiem generała Thomasa Noavela i śpiewaczki opery, Anny Deith. Miała wtedy starszą siostrę, Clarisse. Jej młodszy brat, Zaku, urodził się, gdy Sara miała trzy lata, a Clarisse siedem. Rodzina Noavelów była zawsze kochająca i szczęśliwa. Mimo, że ta trójka była rodzeństwem, bardzo się od siebie różnili. Clarisse upodobała sobie walkę i broń, Thomas Noavel przekazał córce wszystko, co wiedział i umiał. Najstarsza z rodzeństwa planowała pójść do wojska. Młodsza siostra, Sara, też radziła sobie z bronią, ale nie przywiązywała do tego swojej przyszłości. Planowała w dorosłości wykorzystać swoje nadzwyczajnie spostrzegawcze oczy i iść do szkoły lotniczej. Prócz latania, lubiła śpiewanie. Najmłodszy z rodzeństwa, Zaku, chciał podążyć drogą lekarza. Nigdy nie okazywał zdolności do walki, ale był inteligentny i szybko się uczył. Nic się nie zmieniło. Gdy Clrisse dobiła siedemnastki, wyjechała z miasta rozpocząć ćwiczebny staż w wojsku, a trzynastoletnia Sara zaczęła uczyć się w upragnionej szkole lotniczej. Thomas i Anna Noavelowie nie chcieli, aby ich dzieciaki były w przyszłości kimkolwiek powiązanymi z wojskiem i walką, ale nie zniechęcali swoich córek. W każdym razie, wszystkim żyło się dobrze.
Część 2
Dzień promieniowania. Nastąpił on, kiedy Sara miała 15 lat. Była w tedy na łyżwach z koleżankami i jednym chłopakiem. Zawsze chodzili jeździć nad zamarznięte jezioro. A była to ostatnia pora na łyżwy, bo zbliżała się wiosna. Sara pierwsza weszła na lód, bo każdy się bał.  Skrzypiał pod jej stopami. Gdy Sara była w połowie drogi do ulubionego miejsca, lód pękł. Sara wpadła do lodowatej wody. Czuła na sobie tysiące małych igiełek. Szok spowodował, że gdy wpadała, chciała krzyknąć. To był błąd. Przez jej otwarte usta wlała się lodowata woda i Sara zaczęła się dusić. Przez niemalże przezroczystą taflę zobaczyła, jak jej przyjaciele uciekli ze strachu. Nawet chłopak, który jej się podobał... Obudziła się w szpitalu z zapaleniem płuc. Ktoś obcy ją wyłowił. Nic nie wskazywało na to, że Sara nigdy nie będzie już taka sama...
Część 3
Minęło bite pół roku. Nic się nie zmieniło w ich rodzinie, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Jedyną zmienioną rzeczą było odejście Clarisse do armii ich państwa. W końcu to nadeszło. Po szesnastce Sara zauważyła, że pod jej skórą przepływa tajemniczy prąd. Przez to czuła się dziwnie. Była nawet u kilku lekarzy, ale nic nie zdiagnozowali. Potem było jeszcze gorzej. Sara zauważyła, że gdy się denerwuje, albo się czegoś boi, ma bardzo lodowate dłonie. Wyglądało to tak, jakby tam w ogóle nie miała krążenia. Kolejnym etapem przejawu dziwactwa było lodowate uczucie, które przeszło z rąk na całe jej ciało i zamrażanie rękami przedmiotów. Takie dziwne rzeczy następowały, kiedy Sara odczuwała silne emocje. Rok po promieniowaniu dało się słyszeć w telewizji i z gazet o dziwnych ludziach. Sara i jej rodzina od razu odkryli, że dziewczyna jest jedną z tych dziwadeł. Nie byli na nią źli. Nie krzyczeli. Tylko ją przytulili. Kolejnym krokiem jej dziwactwa było to, że potem prawie zamroziła krew w żyłach koledze, który ją zdenerwował. Po tej wpadce postanowiła okiełznać moc i zapanować nad emocjami. Udało jej się to. Zyskała nad tym kontrolę, mimo, że od czasu tej wpadki jej moc rozwinęła się prawie czterokrotnie. Nauczyła się też starannie ją ukrywać. Jednak pewnego dnia o jej mocach dowiedziała się koleżanka z klasy.
Część 4

Sprawa zyskała rozgłośnienie bardzo szybko. Rodzina Noavel musiała przeprowadzić się do innego miasta, ale nikt nie oskarżał o to Sary. Ale się nie udało. Pod koniec lata, rodzinę Noaveków znalazł Szpon. Wyważyli drzwi. Zastrzelili mamę, która upadła martwa, nadal nieświadoma tego, co przed chwilą zaszło. Weszli dalej. Thomas Noavel z synem ukryli się w pokoju z bronią, a Sarara schowała się pod łóżko. Jej ojciec chwycił jakąś broń palną i strzelił do żołnierza, który pojawił się w drzwiach i celował do Zaku. Kolejny strzał nadszedł od strony okna. Ktoś postrzelił ojca Sary w ramię. Thomas rzucił się na żołnierza, który torował przejście w korytarzu i krzyknął do syna, żeby uciekał. Kolejny strzał go powalił na dobre. W tym czasie przerażona Sara wyszła z pod łóżka i otworzyła drzwi. To było bardzo głupie. Od razu przykuła uwagę żołnierzy. Przez włosy i porcelanową cerę. Jeden z żołnierzy pchnął jej brata, który upadł, otwierając drzwi do pokoju rodziców.
- Zawadzasz! - krzyknął do leżącego już trzynastolatka i strzelił do niego. Ten odgłos... Ta broń... Ten malutki pocisk, który zakończył życie jej malutkiego braciszka... Do oczu oniemiałej Sary napłynęły łzy. Poczuła pocisk o sekundę za późno, aby zareagować. Upadła na podłogę. Potem co chwilę traciła i odzyskiwała przytomność. Poczuła, że ktoś ją nosi na rękach. Przed domem zobaczyła rozmazane kolejne ciało. Boże. Clarisse też zabili! Jej myśli zaczęły się plątać wokół słów, które wpiły jej się na dobre w pamięć; zawadzasz, zawadzasz... Potem wszystko spowiła ciemność.
Część 5 
Sara, teraz Sarara, trafia zaraz potem do strefy. Mija pół roku i jej historię kontynuują opowiadania. Dziewczyna nigdy nie opowiedziała nikomu historii jej życia. Pragnie tego, ale nie ma jeszcze kogoś takiego, komu może w pełni zaufać. Pisz z Sararą, drogi autorze postaci, a może kiedyś powróci dawna Sara.

poniedziałek, 17 czerwca 2019

"Może i teraz jest ciężko, ale najgorsze dopiero nadejdzie. Pamiętaj o tym, a sobie poradzisz." - Rinka

Cytat/motto:
"Może i teraz jest ciężko, ale najgorsze dopiero nadejdzie. Pamiętaj o tym, a sobie poradzisz." ~Sakata Gintoki(Gintama)
Zdjęcie postaci:

Imię i nazwisko postaci: Rinka, nazwiska nie pamięta, ale w karcie "mieszkańca" ma wpisane: Ravencloud
*Pseudonim: Rin, Ri
Płeć: Kobieta
Data urodzenia: 25 listopada
Wiek: 13 lat
Charakter: Przed wybuchem, Rinka była miłą, roześmianą dziewczyną, która kochała zwierzęta i pomaganie w przychodni weterynaryjnej swojej cioci. To dzięki niej miała marzenia, to ona sprawiała, że nie była leniwa i pilnie uczyła się w szkole. Jej celem było otwarcie własnego szpitala dla zwierząt. Jej rodzina była biedna i nie miała pieniędzy na otwarcie szerzej drzwi do spełnienia go. Ale Rinka była i jest wytrwała i ambitna. Codziennie po szkole uczyła się do pierwszej w nocy. Jej marzenie było całym jej życiem, to ono nadawało mu sens. Nie lubi fałszywych, obrzydliwie bogatych, rozpieszczonych ludzi oraz biedy.  Rzadko kiedy wybucha gniewem. Na pozór miła, skrywa w sobie demona, który wstaje wraz z tą rzadką złością, z tym rzadkim gniewem i mniej rzadką zazdrością. W nowym "mieszkaniu", w większości czasu jest młodą, wiecznie zmęczoną,  przestraszoną nastolatką, która nie wie czemu tu jest, czemu widziała, jak żelazne roboty przebijają ciała, chroniących ją rodziców. Rodziców, którzy całe życie ją wspierali, którzy pomagali jej spełnić marzenie, jak tylko mogli, mimo pensji ledwo pozwalających przeżyć do końca każdego miesiąca. Z powodu straty rodziny i marzeń, nadających jej jedyny sens życia jest bliska szaleństwu. Choć jej oczy pozostają spokojne, nie przejawiając jej gorszej, pragnącej zemsty, natury, ani śladu jej stanu psychicznego. Jak można wywnioskować z poprzedniego akapitu Rinka jest mściwa, jednak mogę dodać, że tylko dla tych którzy sprawiają, że jest martwa za życia.
Aparycja: Najpierw się tutaj wkurzę i powiem prawdę o sobie samej, nie o Rince: "Jak ja bardzo nie cierpię pisać tego punktu!!!!" XD No dobra, a teraz do rzeczy. Rinka to szarooka brunetka, uwielbiająca nosić swetry. Na obrazku ma niebieski. Stoi również na niebieskim tle, tyle że jaśniejszym. Ma bladą cerę. Stoi bokiem i wpatruje się przed siebie.
Moce: Collector - przejmuje ciało przeciwnika na 5 sekund i kopiuje jego moc, której może użyć maksymalnie 4 razy, przy czym, przy pierwszych 3 razach odnosi rany w losowych miejscach na ciele, a przy 4tym razie umiera. Demon - nie spowodowana promieniowaniem moc, niekontrolowana, posiadana nieświadomie, pochodzi od nadmiaru złości, gniewu i chęci zemsty na ludziach, którzy zniszczyli jej świat, zwiększa jej siłę i obronę.
Umiejętności: nie wyróżnia się niczym szczególnym, kiedyś w dzieciństwie uczyła się szermierki, sprawnie posługuje się nożem. Umie pływać i szybko biegać. Płynnie czyta i mówi w 3 językach, wliczając ojczysty, oraz uczy się 4tego z książek, które znajduje co jakiś czas pod swoim łóżkiem.
Mocne strony: wiedza, szybkość, wytrzymałość
*Rodzina: Mama - Erin - martwa, Tata - Tom - martwy, Nienarodzony młodszy brat - ??? - martwy, Ciocia - Runa - ???, Kuzyn - Haru - ???
Praca: Wykonuje każdą drobną robotę za drobne pieniądze np. rozdaje ulotki, roznosi gazety, gotuje, sprząta, zajmuje się zwierzętami itp. do momentu poznania prawdy o bunkrach. Dalej wykonuje, każdą drobną robotę, tyle, że polegającą na innych czynnościach np. szpieguje, atakuje innych na prośbę innych itbsii. (i takie bunkrowe sprawki i inne)
Nuty: 12,78 N
Partner: Na początku brak.
*Inne informacje: Przepraszam jeśli w formularzu i opkach są jakieś błędy interpunkcyjne i ortograficzne. XD
*Inne zdjęcia: -------Na razie brak-------------
Kupione i nieużyte przedmioty: Na początku brak.
Autor: Rin - blog, sasha54 - howrse, Evelyn Ravencloud (lub Evalyn XD) - Star Stable
Kontakt: horsek@op.pl Proszę kontaktować się tutaj. Na blogowy adres email (rrriinchan@gmail.com) nie odpisuję. :)

niedziela, 16 czerwca 2019

Od Sarary do Gwesa...

Siedziałam skulona pod dużym dębem. Było to jedno z niewielu drzew, jakie zostały w tej części strefy. Kilka miesięcy temu prawie wszystkie zostały wykarczowane, aby nie zasłaniały agentom szponu więźniów i żeby zawsze mieli ich na oku.
Byłam jako jedyna na dworze. Czułam na sobie wzrok agentki Vii.
Zwykle możemy wychodzić na spacery raz na jakiś tydzień, ale mi wolno co kilka dni, za ,,dobre sprawowanie", lub za to, że nie sprawiam problemów. Postarałam się o to, mimo mojej wielkiej nienawiści do Szponu i agentów. Postarałam się tylko dlatego, aby obserwować.
Z podwórka mogłam zobaczyć agentów wychodzących z pomieszczenia doświadczalnego albo wchodzących do baraków. A potem powiadomić odpowiednich ludzi. Czasem zdarza mi się podsłuchiwać rozmowy na korytarzach, albo przeszukiwać pomieszczenia, do których nie wolno było nam wchodzić. Mam spostrzegawcze oczy i dobrą pamięć do kodów od niektórych drzwi.
Agentka Via poruszyła się. Spojrzałam na nią. Miała na sobie kaptur i okulary przeciwsłoneczne, mimo że było pochmurnie.
- Wracamy. - powiedziała do mnie zimno.
Schowałam ołówek, którym szkicowałam do kieszeni i zamknęłam notatnik. Uniosłam się i pozwoliłam odprowadzić się agentce do samego baraku. Gdy znikła, otworzyłam notes i wyrwałam kartkę z rysunkiem naszkicowanym przed chwilą. Przedstawiał on jeden z pierwszych bunkrów, jakie mijaliśmy. Z drugiej strony, przedstawiał on dziwny układ linii i kresek. Nasz kod. Składam ją kwadrat. Wchodzę do bunkra, w którym śpimy. Wszyscy razem, dziewczyny i chłopaki. Liczne łóżka są położone równolegle i w rzędach. Nikogo tu nie ma, wszyscy są w bunkrze dziennym. Przechodzę przez sypialny bunkier i niewidocznym ruchem wsuwam rysunek do metalowej ramy jednego z łóżek. Łóżko Gwesa. Dzisiejszy raport. Chwytam klamkę od metalowych drzwi i wchodzę do kolejnego bunkra, który był połączony z sypialnym. Natychmiast uderza mnie gwar osób w środku. Jak zwykle siadam pod ścianą. Na stole leży miska zupy przeznaczonej dla mnie. Spoglądam po pozostałych osobach. Prawie wszyscy się śmieją i rozmawiają. Tylko niektóre jednostki, takie jak ja i Gwes, trzymają się z boku. Jednostki, które nigdy nie zapomną zła tego miejsca. Spuszczam wzrok. Końcówki mojego warkocza zanurzyły się w zupie. Przerzucam warkocz na plecy. Chwytam plastikową łyżeczkę i zabieram się za jedzenie.
Tego dnia też był spokój. Nic nie zapowiada się na to, że ktoś zostanie zabrany dziś w nocy.
Po kolacji każdy poszedł do baraku sypialnego. Moje łóżko stało pod samą ścianą, jako trzecie w rzędzie od rogu. Na pościeli leżała szara piżama. Wszyscy zaczęli się przebierać. Nie było żadnej łazienki, nie licząc rzędu umywalek, kibli i trzech prysznicy. Wszystko razem. Nigdy nie można było liczyć na trochę prywatności. Zdjęłam pod kocem czarne spodnie i włożyłam spodnie od piżamy. W tej części łóżek byłam jedyną dziewczyną. Otaczali mnie sami faceci. Nie było jednak nigdy źle, bo zawsze przebierałam się pod kocem. Założyłam szarą, podobną do mojej, piżamową koszulę i poczłapałam na bosaka do umywalki. Umyłam się w towarzystwie innych dziewczyn (chłopcy i mężczyźni zawsze przepuszczali dziewczyny i kobiety pierwsze).
Usiadłam na łóżku i poskładałam moje spodnie. Moje ubranie wypada wyprać. Chwyciłam ubranie i przeszłam pomiędzy łóżkami do jedynej wolnej umywalki. Teraz wypadła kolej mężczyzn na mycie się, jednak żaden nie warknął do mnie, że złamałam zasady ustalone przez naszą społeczność. Wzięłam do ręki szare mydło i zaczęłam pocierać je o ubranie.
- Sararo. - usłyszałam głos dochodzący z umywalki obok mnie. To Gwes.
- Chm? Czytałeś to? - spytałam. Kiwnął głową.
- Mam jednak informacje od innego źródła, które mówią o tym, że dziś w nocy zostanie zabrana jakaś dziewczyna. Na jakiś specjalny eksperyment. Zachowaj czujność. - mówi i odchodzi, nie czekając na moją reakcję.
Odkręcam wodę i płuczę koszulę. Ktoś zostanie zabrany. Mogę to być ja. Zakręcam kran.
Wróciłam do łóżka i powiesiłam mokre ciuchy na metalowej rurce od mojego łóżka. Panuje tu taki zaduch, że do rana powinny wyschnąć. Położyłam się do łóżka. W tej samej chwili czas na mycie minął i światło zgasło, a w baraku zapanowały egipskie ciemności. To może być moja ostatnia noc tutaj. Może za kilka godzin moje męczarnie się skończą, choć nie tak jak chciałam. Zasypiam, pogrążona w myślach.

<Gwes? Zdecyduj, czy to na mnie ma wypaść>


sobota, 15 czerwca 2019

,,Największą chlubą nie jest to, aby się nie potknąć, ale to aby po każdym upadku dźwignąć się na nogi." - Maverick Trawen

Zdjęcie postaci:

Imię i nazwisko postaci: Dawniej zwał się Maverick Trawen, jednak po zamknięciu w Strefie mało komu zdradził swoją prawdziwą tożsamość. Woli jak mówi się na niego Gwes i tak zazwyczaj się przedstawia. 
*Pseudonim: Gwes, wcześniej Maver lub Mav.
Płeć: Mężczyzna
Data urodzenia: 27 września
Wiek: 23 lata
Charakter: Dawno, dawno temu Mav był wesołym, otwartym dzieciakiem, który z bananem na twarzy biegał po okolicy w poszukiwaniu przyjaciół, z którymi mógłby się bawić. Niestety, po jego starym charakterze nie pozostał nawet ślad.
Po wcześniejszych wydarzeniach z jego życia oraz zamknięciu w Strefie Maverick, a w zasadzie już Gwes stał się poważnym, cichym i bardzo nieufnym mężczyzną, który został otoczony przez samotność, do której z czasem się przyzwyczaił. Współwięźniowie, którzy chcieli do niego zagadać zazwyczaj porzucali ten pomysł po spojrzeniu w jego złote oczy przepełnione słabo ukrytym bólem, gniewem oraz poczuciem zdrady pomieszanej z rezygnacją. 
Jest cichym, uważnym słuchaczem i obserwatorem, który wiele wie o innych, jednak mało kto wie cokolwiek o nim samym, ponieważ ściśle pilnuje swoich tajemnic. Trzyma się na uboczu. Jeśli nie czuje potrzeby wyrażenia swojego zdania po prostu milczy, w rozmowach z nieznajomymi stara się mówić jak najmniej, jednak nie zapomina o kulturze. Stara sie być uprzejmy, zwłaszcza w stosunku do dam, jednak osoby, które z różnych powodów mu podpadły nie bardzo mogą liczyć na stosowanie tej zasady względem nich. Zazwyczaj spokojny, opanowany i zimny jak lód, jednak w chwilach gniewu lepiej zejść mu z drogi.
. Nie lubi czyjegoś dotyku na swoim ciele, tak samo zamknięcia, dlatego w nocy stara się przeniknąć na zewnątrz i postać tam chociaż przez chwilę. Bardzo rzadko udaje się zobaczyć jego uśmiech, o śmiechu nie mówiąc. Mimo wszystko jest pewny siebie i nie tyle stresuje go stanie pośrodku tłumu będąc w centrum uwagi, co po prostu tego nie lubi. Jednak jeśli już będzie jakaś niezmiernie ważna kwestia, którą warto poruszyć, to nie będzie miał z tym problemu. Choć sprawia wrażenie bezwzględnego ponuraka, pod tą powłoką jest troskliwą i opiekuńcza osobą, bezgranicznie lojalna wobec przyjaciół. Jest twardy i nie da sobie w kaszę dmuchać, do perfekcji opanował skrywanie wszystkich emocji oprócz irytacji i ogromnego gniewu. Panicznie boi się przebywać w bardzo małych, zamkniętych pomieszczeniach, jednak z większymi nie ma aż takiego problemu.
Aparycja: Gwes jest mężczyzną średniego wzrostu o całkiem przyzwoitym umięśnieniu i prostej sylwetce. Ma niechlujne, brązowe włosy, które miejscami sięgaja mu do ramion, lekko opaloną skórę oraz przeszywające złote oczy, które zmieniły kolor na skutek promieniowania. Jego pamiątką po dawnym życiu jest czarny płaszcz, w który siostra wplotła mu złotą nić niedługo po zmianie koloru jego oczu. 
Moce: Dzięki promieniowaniu uzyskał zdolność władania nad burzą i błyskawicami w szczególności. Potrafi w parę sekund przemienić bezchmurne niebo w ciągnące się kilometrami pustkowie zasnute ciężkimi, burzowymi chmurami, sprawić, aby lunął z nich rzęsisty deszcz i stworzyć silny wiatr, który jednak łatwo może przegonić chmury, dlatego rzadko się do tego ucieka. Jednak najlepiej wychodzi mu sprowadzanie grzmotów i tworzenie naładowanych elektrycznością złotych wiązek. Może porazić kogoś dotykiem, lecz sam jest odporny na prąd. Stworzyć błyskawice i w coś nimi cisnąć, jednak na niedużą odległość.
Ponadto, gdy jest zły szaleją one w jego złotych oczach. 
Umiejętności: Jego tata pracował dla rządu jako jeden z lepszych agentów, toteż musiał być dobrze obeznany z bronią. Przez wiele lat uczył syna jak posługiwać sie pistoletem aż w końcu Maverick dosięgnął pułapu umiejętności swojego ojca, a może nawet go przeskoczył. Ponadto potrafi przemieszczać się niepostrzeżenie, a także zdobywać informacje z wiadomych tylko dla niego źródeł.
Mocne strony: inteligencja, wytrzymałość, zręczność.
Rodzina: 
Tata- Sawier Trawen. Agent Sat. Kochający ojciec, przez wiele lat samotnie wychowywujący dwoje dzieci- Mavericka i Dianę. Po spuszczeniu bomby zaszantażowany przez swoich przywódców w sprawie oddania im Mavericka.
Mama- Caterine Trawen. Zmarła, gdy Maverick miał 9 lat, a Diana 5. Chłopak zapamiętał ja jako wymagającą, ale dobrą kobietę, która troszczyła się o niego i jego siostrę ponad wszystko. Długo nie mógł pozbierać się po jej śmierci.
Siostra- Diana Trawen. Oczko w głowie Mavera oraz osoba, o którą troszczył się najbadziej. Spędzali razem ogromną ilość czasu, byli niemal nierozłączni. Kiedy miała 17 lat została porwana przez rząd jako zakładniczka w sprawie oddania im Mavericka. Gwes nie wie co się z nią stało, ma tylko nadzieję, że wróciła szczęśliwie do domu i jest bezpieczna.
Praca: Zdobywanie informacji, najczęściej o położeniu broni, którą możnaby wykraść, ale również każdych innych. NALEŻY DO SCHOPAZ. 
Nuty: 29,59 N
Partner: Póki co nie ma zamiaru wdawać się w jakieś głębsze relacje.
*Inne informacje:
1. Czuje się rozdarty. Z jednej strony niezmiernie cieszy się, że został wymieniony za siostrę, aby była bezpieczna. Z drugiej czasami czuje się zdradzony i myśli, że ojciec kochał go mniej.
2. Jak już wcześniej było mówione, ma pewien rodzaj klaustrofobii.
3. Nie cierpi J.D.S.O, rządu i zdrajców. Tych trzech grup po prostu nienawidzi.
Kupione i nieużyte przedmioty: Brak.
Autor: Babilon
Kontakt: cabaro912@gmail.com

niedziela, 9 czerwca 2019

,,Śmierć jest łatwa, prosta, życie jest trudniejsze." - Sarara Noavel

Zdjęcie postaci:

Imię i nazwisko postaci: Sarara Noavel.
*Pseudonim: Sara (Często się jednak zdarza, że na nie nie reaguje).
Płeć: Kobieta.
Data urodzenia: 13 stycznia.
Wiek: 17 lat.
Charakter: Sarara bardzo przeżyła przeniesienie do zakazanej strefy. Nigdy nie była głupia i dobrze wiedziała, że jest mało prawdopodobne to, że kiedykolwiek ucieknie. Jej rodzina zginęła w jej obronie, przez co Sarara obwiniała się o ich śmierć. Można powiedzieć, że prawdziwa, roześmiana i miła Sara umarła i została z niej sama skorupa, nazwana Sararą. Dziewczyna jest bardzo rozchwiana emocjonalnie, przez co jej moc w niej szaleje. Nie ufa nikomu, tylko sobie. Być może dlatego, że nie jest gotowa na nowe więzi. Nie zależy jej na budowaniu przyjaźni bo najbardziej boi się krzywdy bliskich jej ludzi. Nawet w strefie, w gronie ludzi podobnych do niej, woli trzymać się z dala od wszystkich. Jak na razie nie ma żadnego celu w życiu, poza mało prawdopodobną ucieczką. Jednak wie, że nawet gdyby uciekła, bez swojej kochanej rodziny nie odnalazłaby się w tym okłamywanym i pokrytym niewiedzą świecie. Nie ma czegoś, co Sarara by szczególnie lubiła. Jedzenie straciło smak dawno temu, je tylko dlatego, żeby utrzymać się przy życiu. Na wyglądzie jej nie zależy, nosi codziennie takie same ubrania. Spędza czas głównie patrolowaniu terenu i szkicowaniu w rysowniku, podczas, gdy się zamyśla. Lepiej jej nie drażnić, bo może być baaardzo nieprzyjemna.
Aparycja: Kiedyś w ,,poprzednim wcieleniu", kiedy była Sarą, miała brązowe włosy i opaloną skórę. Teraz jest blada, ma siwe włosy, które ciachnęła nie równo nożem ze stołówki, bo jej przeszkadzały oraz smutne, szare oczy. Ma dokładnie metr siedemdziesiąt trzy i waży pięćdziesiąt sześć kilo. Zwykle nosi na sobie czarne spodnie i szarą, męską, za dużą na nią, koszulę. Ma tylko jedną parę butów; ciemne, małe kalosze. Na co dzień wiąże włosy starym rzemykiem w warkocz. Trzeba przyznać, że mimo jej niechlujnego ubioru jest bardzo ładna.
Moce: Sarara potrafi tworzyć lód i śnieg. Podczas tych operacji używa trzech żywiołów; wiatru, wody i ziemi. Tak więc, może też używać samej wody czy wiatru. Jej największym osiągnięciem jest zamieć (miesza utworzony śnieg z wiatrem) oraz lodowy pocisk (skupia moc lodu w kuli).
Umiejętności: Sarara, gdy jeszcze była Sarą, ładnie śpiewała i grała na pianinie. Potrafi bezszelestnie chodzić. Dziewczyna ma dobry i czujny wzrok. Jest bardzo spostrzegawcza. Chodziła do szkoły lotniczej, więc dużo wie o lataniu i samolotach. Umie też co nieco z walki.
Mocne strony: Wytrzymałość, zręczność, spostrzegawczość.
Rodzina: Sarara nie ma już rodziny. Umarła, o wraz z nią Sara, która teraz jest Sararą. Miała mamę i tatę, kochającą starszą siostrę i młodszego braciszka. Wszyscy zostali zabici przez Szpon, który chciał dorwać wtedy jeszcze Sarę przez jej niesamowite moce.
Praca: Sarara patroluje teren i powiadamia najważniejsze osobistości z grupy, gdy zbliżają się ludzie ze Szponu. Przychodzą oni o różnych porach, w dzień i noc.
Nuty: 47,66 N
Partner: Nie miała nikogo, i nawet o tym nie myśli.
*Inne informacje: 1. Sarara nienawidzi ludzi ze Szponu. 2. Ma długą bliznę na lewej ręce, od łokcia po nadgarstek. Kiedyś Sarara przejechała sobie po ręce nożem przysięgając, że nigdy nie zapomni o rodzinie.
Kupione i nieużyte przedmioty: Brak.
Autor: nigarkarfa
Kontakt: nigarkarfa@op.pl