-Mamo! Mamo! Zobatz jaka pusysta myska! Cy.. emm... Czy mozesz mi to kupic? - pytałam dziecinnym głosikiem kilkulatka z nadzieją w głosie.
-Rinciu, nie dzisiaj.
Każdego następnego dnia pytałam mamy czy może mi kupić tamtego pluszaka.
-Mamo a cemu.. emm... czemu nie mozes mi go kupić? - tym razem w moim głosie było słychać ciekawość.
-Mama nie ma pieniążków.
Potem w domu zapytałam taty, czy kiedyś będziemy mieć pieniążki na moją "pusystą myskę". Tata powiedział, że może kiedyś. Ale ja wiedziałam prawdę i przez kilka lat pytania mamy o myszkę, nigdy jej nie dostałam, ale nie marudziłam. Im starsza byłam, tym łatwiej zauważałam, że wiele dzieci ma więcej niż ja.
Gdy podrosłam rodzice powiedzieli mi dokładnie, dlaczego tak jest. Chociaż nie musieli. Znałam odpowiedź odkąd mama powiedziała, że nie ma pieniędzy. Byliśmy biedni, a pieniędzy starczało nam ledwo od początku miesiąca do jego końca. Nie byłam jednak zła na rodziców, starałam się im pomagać jak tylko mogłam; wyprowadzałam psy i rozdawałam ulotki w mojej okolicy. Parę miesięcy później zdobyłam się na odwagę i wywiesiłam ogłoszenie lat kupiłam sobie "pusystą myskę" i choć byłam już za duża na kupowanie pluszaków, pokochałam ją, była moja, kupiona za to, co zaoszczędziłam.
Co się teraz działo z moją myską, nie wiem. Ale chciałabym, aby była tutaj ze mną. Poczułam, jak pojazd podskoczył na jakiejś wertepie, otworzyłam jedno oko, ale nie zobaczyłam zbyt wiele, bo znów zapadłam w sen. W przeciągu kilku godzin spanie stało się moim ulubionym zajęciem. Uciekałam od rzeczywistości w przeszłość, która czasem miała piękne, ciepłe barwy, a innym razem była szaro-czarna. Ale zawsze była lepsza niż to całe szaleństwo, które mnie teraz otacza.
-Ciociu, mam coś ci podać?
-Tak. Podaj mi strzykawkę, wiesz gdzie są, i szczepionkę, wiesz tą... - nie musiała kończyć. Od lat jej pomagałam i wiedziałam, gdzie co jest i o co chodzi. Podałam jej wszystko tak szybko, jak mogłam i poszłam stanąć przy tej części przychodni, gdzie były sprzedawane różne rzeczy dla zwierząt.
-Dzień dobry!
-Dzień dobry! Są może jakieś smaczki-trenerki dla psów?
-Tak.- wskazałam ręką na szafkę obok mnie. - Dla dużego czy małego pieska?
-Dla obu, poproszę. - klient wyciągnął portfel, ale po chwili namysłu dodał. - Jeszcze tamtą puszkę karmy.
Skasowałam wszystko i podałam zapakowane w reklamówkę, później odebrałam zapłatę. Gdy ostatni klient wyszedł, zamknęłam przychodnię na klucz.
-Idę do domu! - krzyknęłam.
-Dobrze. Napisz mi jak będziesz na miejscu.
---
Wóz się zatrzymał. Tym razem otworzyłam oboje oczu. Usłyszałam jak ciężarówka nadal warkocze. Zza jej ścian słyszałam jak samochody, jadące z naprzeciwka, tworzą charakterystyczny dźwięk, podczas przejeżdżania obok nas. Staliśmy w korku na jakiejś średnio ruchliwej drodze. Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że podróż się przedłuży. Po tym przypomniałam sobie mój sen i inne rzeczy związane z moją ciocią. Ona była dla mnie kimś super, chciałam ją naśladować i też zostać weterynarzem. Pomagałam jej jak tylko mogłam, bo chciałam się wiele od niej nauczyć. Aby spełniać swoje marzenie, dużo się uczyłam, często dopóki nie padałam ze zmęczenia. A teraz cały mój wysiłek poszedł na marne. Teraz nie wiadomo co się ze mną stanie. Byłam zła. Na tych podejrzanych ludzi, na te roboty, które na pewno tworzył jakiś psychol. Już nie chciałam płakać. Chciałam tylko odzyskać to co straciłam. I wiedziałam, że to się nie uda. Nie odzyskam rodziny. Czy się stąd wydostanę? To pytanie, które sobie zadałam, wydało się z początku dołujące, ale później przypomniałam sobie, że stoimy w korku, co stwarza mi okazję do ucieczki. Wstałam i wolno podeszłam do końca ciężarówki. Powoli starałam się unieść płachtę. Na nic. Była porządnie przytwierdzona.-Ej! Co ty robisz? To nie ma sensu. Jest strasznie ciężka. Nie dasz rady, poza tym niepotrzebnie zwracasz ich uwagę. - odezwał się obcy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam innego więźnia.
-A skąd wiesz? Może jednak dam radę. A jak nie dam rady sama, to możemy spróbować w... - mój głos się urwał. Przez chwilę miałam wrażenie, że leżę na ziemi. Leżałam, tyle że nie jako ja. Byłam w ciele tamtej osoby. Zanim zdążyłam pomyśleć coś innego, wszystko wróciło do normy. -we dwoje. - dokończyłam.
Chwilę później mocowaliśmy się z tą ciężką płachtą, a ja zastanawiałam się co wydarzyło się kilka sekund temu. Obcy człowiek chyba tego nie pamiętał, bo nie odezwał się na ten temat ani słowem.
-Przytrzymam ją, a ty pod nią przejdziesz. - powiedziałam, nie chciałam rozkazywać, więc powiedziałam to najmilej, jak mogłam. Tamta osoba natychmiast pod nią przeszła i wyskoczyła na jezdnię, po czym zwinnie przeszła przez dziurę w siatce na miękką trawę i schowała się w niedużym lasku. Jednak zanim to się stało powiedziała tak cicho, że prawie jej nie słyszałam: "Wrócę po was.". Nie wiedziałam jakich "was". A raczej nas? Jedyne co od razu wywnioskowałam to to, że osób takich jak ja, jest więcej. Nie byłam sama, co mnie lekko pocieszyło.
Może ja nie uciekłam, ale udowodniłam sobie i tamtemu człowiekowi, że to jest możliwe. Chociaż może on/ona już wiedział/a? Następnie pogrążyłam się w rozmyślaniach. Przypomniałam sobie śmierć rodziców, roboty przebijające ich ciała ostrymi "dłońmi", moje przerażenie, ostatnie słowa mamy, potem krew, dużo krwi. Później na pewno zemdlałam, bo nic nie pamiętałam i nie chciałam pamiętać. Teraz siedząc w ciężarówce, popłakałam jeszcze troszkę, choć wiedziałam, że moje łzy nic nie zmienią. Wiedziałam jedno. Gdy zajadę na miejsce, będzie jeszcze gorzej, ale dam radę. Zemszczę się, za zabranie mi tego, co kochałam. Nieważne, kto stanie mi na drodze.
Wyjrzałam przez szparkę u dołu płachty. Tak jak myślałam, słońce zaczynało powoli chować się za pagórkami. Pomyślałam, że nawet jeśli ma być gorzej, to mimo wszystko lepiej się wyspać. Moment później odleciałam do Krainy Snu.
---
Gdy zaczynało świtać, wypchnięto mnie z tego przedziwnego transportu i kazano iść. Oczywiście protestowałam, ale to nic nie dało, ponieważ skuto mnie jakimś sznurkiem, który boleśnie wżynał się w skórę, nawet, gdy był luźny, więc odpuściłam i grzecznie szłam. "Nie warto niszczyć sobie rąk." - pomyślałam. Przeszliśmy przez wejście, a później schodziliśmy wieloma schodami w dół. W końcu czarno-zielone ściany zmieniły się w białe, a później w szare. W pomieszczeniach pomalowanych na biało zauważyłam wiele sprzętu, którego istnienia nawet bym nie podejrzewała. Białe, mocarne maszyny z milionem różnokolorowych guzików budziły we mnie grozę, którą odpędziłam najszybciej jak umiałam. "Nie warto się stresować. Spokojnie. Będę żyć i kropka." - powtarzałam w myślach.Natomiast ściany korytarza miały czarno-zielony. Czułam, że zbliżamy się do końca trasy, gdyż czarno-zielony zmienił się w czarno-żółty, poza tym zwalnialiśmy, a później zatrzymaliśmy się. Schludnie ubrany, zielonooki blondyn pchnął drzwi, które miały ten sam kolor co ściany. Później wrzucono mnie do środka, tak że rąbnęłam kolanem o ziemię, ale nic mi się nie stało. Nabiłam sobie tylko siniaka. Wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Wszędzie były łóżka lub materace, a za nimi prysznice, umywalki i toalety. Obróciłam się i zauważyłam inne drzwi, tym razem odróżniające się od ściany. Uznałam, że jestem zbyt zmęczona, żeby sprawdzać co tam jest. Postanowiłam poszukać miejsca do odpoczynku. Usiadłam na jednym z łóżek. Chwilę później ktoś wszedł do pomieszczenia, a ja wystraszyłam się i schowałam się pod miejscem mojego niedawnego odpoczynku. Oczywista kryjówka, ale innej nie było. Leżałam na brzuchu i starałam się obserwować co się dzieje, jednak wszystko zasłaniała mi zwisająca kołdra. Prawie pisnęłam ze złości, jednak to wystarczyło, by postać odwróciła się w moim kierunku.
<Oke. Więc, tak oto kończę pierwsze opko Rinki. Ktoś chętny do bycia tamtą postacią z zakończenia? XD> < Słów: 1278 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz